piątek, 13 kwietnia 2012
Część VI
Nie miałam wesołego dzieciństwa, było raczej samotne. Ale mam pewne piękne wspomnienie z jednych wakacji. Moja mama wywalczyła z ojcem aby zrobił nam plażę nad stawem obok piaskowani. Niedaleko był las, pełen grzybów i młodych drzewek. Nie mówiąc o płytkiej, ciepłej w sam raz dla dzieci wodzie. Jeździliśmy tam na rodzinne wypady lub pozostawieni tylko sobie przez rodziców. Pewnego dnia postanowiliśmy wybudować na małej górce wigwam. Bawiliśmy się w Indian i znaleźliśmy pokłady gliny z której robiliśmy naczynia. Nagle jak to dzieci stwierdziliśmy, że czas powiększyć nasze terytorium i wybraliśmy się na rozeznanie terenu. Przechodząc przez lasek niebezpiecznie zbliżaliśmy się do kopalni ale jakiś cudem odbiliśmy trochę w bok trafiając na skład odpadów komunalnych. Cóż to było za odkrycie! Pokłady porcelany! Miseczki, wazony, talerze, filiżanki. Do naszego małego domu doszło wiele użytecznych naczyń a miejsce nazywaliśmy dziurą skarbów. Ale przecież w naszym małym stawie (no nie aż takim małym z 200m kwadratowych) były ryby! Łowienie ich było naprawdę pasjonujące. Nie mówiąc o żabach albo gniazdach ptaków w krzakach gdzie można było oglądać z pewnej odległości jajka. To był nasz niesamowity świat, który ukształtował mnie i mojego brata. Dał nam wyobraźnię, wrażliwość i sprawił, że idealizujemy rzeczywistość. Tęsknimy za tym latem, kiedy na chwilę zamieniliśmy się w dzikich Indian i żyliśmy w puszczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nie budowałem wigwan'u
OdpowiedzUsuń- moje życie nie ma sensu
:c